PPE, PPK, IKE, IKZE, fundusze inwestycyjne

Trzymaj się z dala od rynku Forex

By on 24 czerwca, 2016 in ABC GIEŁDY with 24 komentarze

dollar-bill-1425112

Niektórzy nazywają rynek Forex lub szerzej rynek derywatów globalnym kasynem – obroty na nim są wielokrotnie wyższe od kwot pieniędzy, jakimi gra się we wszystkich kasynach na całym świecie. Oczywiście każdy, kto wkracza na ten rynek, jest skupiony na wariancie zakładu, w którym się wygrywa. Skala zysków działa na naszą wyobraźnię. Skok instrumentu bazowego (waluty, surowca, indeksu giełdowego) o 1% w oczekiwanym kierunku pozwala nam podwoić postawioną kwotę (przy 100 -krotnym lewarze). 

Jednak zanim zdecydujesz się na jakąkolwiek transakcję, postaraj się zrozumieć, że aktualna cena kontraktów terminowych to wynik przeprowadzonej transakcji między dwiema stronami: kupującym i sprzedającym. Jeżeli więc, będąc nowicjuszem, zdecydujesz się na wzięcie udziału w tym zakładzie, licząc na określone zachowanie danego instrumentu, zawsze miej na uwadze, że ktoś inny jest po drugiej stronie i stawia na zgoła odmienny scenariusz.

Oczywiście nikt nie twierdzi, że ta druga strona będzie górą. W każdym razie nie jest tak, że wszyscy są szczęśliwi. Twoje szczęście to porażka innej osoby. I odwrotnie: twoja przegrana to sukces drugiej strony.

Aby nabrać jeszcze bardziej trzeźwego i krytycznego spojrzenia na rynek derywatów, zadaj sobie kolejne pytanie: Kto zajmuje przeciwną pozycję? Może to być ktoś podobny do ciebie: początkujący inwestor. Może być osoba indywidualna z bardzo dużym doświadczeniem lub tak zwany inwestor instytucjonalny. Być może po przeciwnej stronie stanie jeden z takich podmiotów jak Goldman Sachs lub JP Morgan. To największe banki inwestycyjne na świecie, inwestycyjni zawodowcy, którzy myślą tylko o jednym: aby zarobić na twojej naiwności.

Zastanów się, jakimi zasobami kadrowymi i finansowymi dysponują wymienione wyżej instytucje finansowe, którym zawsze będzie zależało na tym, aby zarobić na twojej naiwnej wierze w szybkie i łatwe pieniądze. W tym miejscu chciałbym zacytować Martina Pringa, autora książki Psychologia inwestowania:

„Najświatlejsze umysły świata poświęcają mnóstwo czasu i pieniędzy, starając się pobić rynki. W praktyce ci świetni, doświadczeni i dobrze dofinansowani zawodowcy próbują odebrać ci pieniądze”

I zazwyczaj to oni zarobią, a nie ty. Chcesz występować w charakterze naiwnego „dawcy kapitału”?

10% szans na wygraną

Większość drobnych ciułaczy zaczyna od strat. Dziewięćdziesiąt procent drobnych inwestorów rezygnuje z tej formy zarabiania pieniędzy po roku, gdyż traci większość lub nawet całość oszczędności. To dane z rynku amerykańskiego. W Polsce proporcje są podobne.

Pomyśl, jak nierozsądne jest wkraczanie na rynek inwestycji alternatywnych, kontraktów terminowych, skoro występuje 90-procentowe prawdopodobieństwo, że dostaniesz bolesną nauczkę. A jednak.

W Polsce obroty na rynku kontraktów terminowych opartych na indeksie WIG 20 są wyższe od obrotów na rynku kasowym, na rynku akcji.

Być może widziałeś kiedyś reklamę konkursu dla potencjalnych inwestorów, w którym można inwestować wirtualne pieniądze na rynku terminowym i wygrać realne nagrody, z samochodem włącznie. Udział w konkursie jest oczywiście bezpłatny. Uczestnik otrzymuje rachunek z wirtualnymi pieniędzmi, a ci, którzy zwyciężą, od sponsora i jednocześnie organizatora konkursu (biura maklerskiego specjalizującego się w rynku instrumentów pochodnych), dostają bardzo cenne nagrody. Prawda, że kuszące? Jak myślisz, kto płaci za to wszystko: za nagrody, za prowadzenie rachunków wirtualnych, za promocję konkursu? Uczestnicy poprzednich edycji konkursu, którzy po jego zakończeniu z „wirtulandii” masowo przechodzili do realu. Taki „bezpłatny” konkurs to w rzeczywistości perfekcyjny sposób akwirowania przyszłych klientów. Potencjalny uczestnik konkursu myśli, że niczym nie ryzykuje. Jest jednocześnie przekonany, że może jedynie coś zyskać: choćby nawet doświadczenie. Może się sprawdzić, zyskuje świetną zabawę, a nuż wygra główną nagrodę (której wartość często przekracza 100 tysięcy złotych). Gdy po miesiącu zmagań dana osoba przegrywa wirtualne pieniądze (tak dzieje się w większości przypadków), nie będzie jej tak łatwo zrezygnować z cennego doświadczenia, a poza tym przecież zmarnowała mnóstwo czasu. Większość przegranych zechce więc spróbować ponownie, tym razem wykorzystując rzeczywiste pieniądze – ulegnie iluzji, że po miesiącu zabawy ich szanse na lepszy wynik będą większe. Ktoś, kto osiągnie wynik dodatni, wiadomo: wpadł jak śliwka w kompot. Tak czy owak większość uczestników darmowej zabawy zaczyna płacić za udział w „niewinnej zabawie” realnymi pieniędzmi – uiszczają przecież opłaty za bardzo częste transakcje przeprowadzane na rzeczywistym rachunku inwestycyjnym. I prawdopodobnie około 90% z tych osób w okresie najbliższych 12 miesięcy poniesie bardzo głębokie straty inwestycyjne, z utratą całości kapitału włącznie.

Brałeś udział w takim konkursie? Nawet jeżeli sam nie zrobiłeś kolejnego kroku (wejścia w real), to przypomnij sobie liczbę telefonów od brokera namawiających cię na darmowy kurs inwestowania, na promocyjne stawki i tak dalej.

 Tracisz, bo jesteś „tylko” człowiekiem

Twoją słabością jako nowicjusza będzie nie tylko brak odpowiedniego przygotowania oraz błędne wyobrażenie o sztuce pomnażania pieniędzy na rynku Forex. Najważniejszą przyczyną porażki jest kilka czułych punktów charakterystycznych dla ludzkiej natury. Aby je dobrze zrozumieć, dokonajmy szczegółowej analizy zachowania początkującego inwestora w dwóch scenariuszach zdarzeń.

Zaczynasz od strat

Twoja pierwsza inwestycja jest nieudana. Od razu poniosłeś stratę. Ponieważ nikt nie lubi tracić, zwłaszcza pieniędzy, będziesz miał bardzo silny emocjonalny opór przed szybkim wycofaniem się z zajętej pozycji. Zaczniesz poszukiwać racjonalnego uzasadnienia dla pozostania w grze. Skorzystam z pomocy Elliota Aronsona, autora książki Człowiek istota społeczna

„kiedy ludzie mocno się w coś zaangażują, są skłonni koncentrować się na pozytywnych aspektach wybranego obiektu i kłaść nacisk na ujemne cechy obiektów niewybranych”.

Dowodów na to, że to tylko chwilowa strata, że z „wybranym obiektem” jest wszystko w porządku, zawsze będziesz miał pod ręką mnóstwo: jakaś prognoza analityka, uwaga doradcy finansowego, określony wskaźnik ekonomiczny i tak dalej.

Jednak wszystkie te dowody mają bardzo ograniczony lub nie mają żadnego wpływu na bieżącą wycenę. Dlatego można założyć dwa scenariusze rozwoju wypadków. Gdy rynek zacznie dalej podążać w nieoczekiwanym kierunku, twoja strata będzie większa i emocjonalny opór przed pogodzeniem się z nią także. Można  to także nazwać uporem lub niemożnością przyznania się do błędu.

Inwestycja może skończyć się katastrofą, jeżeli dalej będzie podążała w złym kierunku, lub w najlepszym wypadku wyjściem na zero. Gdy w pewnym momencie sytuacja na danym instrumencie się odwróci, przy powrocie do ceny, w jakiej zawierałeś zakład, z całą pewnością wycofasz pieniądze, gdyż twoje marzenia o szybkich i dużych zarobkach zostały zastąpione marzeniem o wyjściu bez strat.

Zbyt szybki i zbyt duży sukces

A kiedy pierwsze wejście do gry okaże się strzałem w dziesiątkę? Może być jeszcze gorzej.

Jak zareagujesz na ten początkowy sukces? Czy potraktujesz go w kategoriach przypadku lub szczęścia? To prawie niemożliwe. Poczujesz większą pewność siebie. Pomyślisz zapewne: A jednak umiem pomnażać pieniądze na rynku Forex, i to bez doświadczenia. Twoje ego nie pozwoli ci nazwać rzeczy po imieniu: zwykły przypadek. Tak jak zawsze, szybko znajdziesz racjonalne uzasadnienie, że to coś więcej. Kto głęboko szuka, ten znajduje. Na pewno znajdziesz superdowód na swoje wyjątkowe talenty.

Przyjmijmy, że uda ci się drugi zakład. Zamiast wyciągnąć oczywisty wniosek: Im więcej zakładów wygranych, tym większe prawdopodobieństwo przegrania przy kolejnym, ty będziesz się mamił jeszcze mocniej iluzją swoich wyjątkowych predyspozycji. Powiesz sobie: To prawda, że na początku najczęściej się traci, ale ja jestem wyjątkowy. Wyobraź sobie, jakie to będzie przyjemne: kilka udanych transakcji przyniesie ci nie tylko realne pieniądze, ale także przekonanie o talencie inwestora giełdowego. Nie zrezygnujesz z jeszcze większych pieniędzy, a tym bardziej z uczucia dumy i wyjątkowości. To by było wbrew naturze każdego normalnego człowieka, pełnego słabości i czułych punktów. Ty także miałbyś nikłe szanse, aby odpowiednio ocenić swoje początkowe sukcesy.

Zagrasz „na koszt kasyna”

Twoja skłonność do ponoszenia ryzyka będzie coraz większa: cytowany już Martin Pring w książce Psychologia inwestowania pisze:

„Ludzie mają naturalną skłonność do ponoszenia większego ryzyka po serii udanych transakcji”.

Pomyślisz sobie: Zarobiłem tak dużo pieniędzy (na przykład 100%), że nawet jak poniosę głęboką stratę (20–30%), to przecież całe moje ryzyko sprowadzi się do ograniczenia dotychczasowych dochodów. Psychologowie nazywają to „grą na koszt kasyna”; myślimy, że nie ryzykujemy własnych pieniędzy, lecz cudze, tak łatwo i szybko zarobione.

Prawa matematyki są jednak nieubłagane. Rachunek prawdopodobieństwa spowoduje, że na pewnym etapie spotka cię niemiła niespodzianka. Stracisz. Być może tylko 20–30% dotychczasowych zysków. Czy się wycofasz? Raczej nie. Wiesz dlaczego? Bo połknąłeś nie tylko bakcyla łatwych i szybkich pieniędzy. Oczywiście nie będziesz się mógł oszukiwać, że kolejna inwestycja była udana. Nie była, bo na niej straciłeś.

Ale czy tak łatwo zrezygnujesz ze swojej kolosalnej słabości: przekonania o tym, że masz wyjątkowe zdolności jako inwestor giełdowy? Oczywiście, że nie. Nie może zmienić tego jedna nieudana inwestycja, skoro kilka poprzednich było tak dobrych. Powiesz sobie: Nawet najlepsi ponoszą straty, a więc ty, nadal należąc do grona najlepszych, doświadczyłeś tego, co jest konieczne.

Będziesz coraz bardziej zniewolony

Co dalej? Stajesz się coraz większym niewolnikiem zgubnych emocji. To one pchają cię do dalszej gry. Jak zawsze, nie możesz się przyznać do swojej słabości, co przejawia się w racjonalizacji. Poszukasz przyczyn błędu, znajdziesz odpowiedź na pytanie: Dlaczego tym razem poniosłem stratę? Znajdując powód, powiesz sobie: Poznałem przyczynę. Więcej tego błędu nie popełnię. Moje szanse na sukces są więc większe, a nie mniejsze niż przed porażką.

Grasz dalej. Rachunek prawdopodobieństwa działa nieubłaganie. Zmierza w kierunku 50 na 50, czyli 50% sukcesów i 50% porażek.

Czy cała ta przygoda skończy się wynikiem zerowym? Raczej nie. Mamy skłonność do zbyt szybkiej realizacji zysków, chcąc je jak najszybciej sobie zaklepać. Ze stratami godzimy się zbyt późno, co wynika z naturalnego oporu przed pogodzeniem się z nimi.

Do tego stopnia, że nie wycofasz się w punkcie wyjścia

Na pewnym etapie dojdziesz do punktu zero. Po zyskach pozostanie tylko blade wspomnienie. Zamiast się wycofać, nadal będziesz trwał w przekonaniu, że jednak masz talent, że przecież z tak dużym doświadczeniem – o wiele większym niż na początku, twoje szanse na sukces są większe niż dotychczas. Teraz dysponujesz wiedzą nie tylko na temat rynków, ale także własnych słabości. W każdym podręczniku o inwestowaniu znajdziesz argument, którego tak bardzo potrzebujesz w tej chwili: Doświadczenie i poznanie goryczy porażki jest bezcenne. Nie zrezygnujesz z takiego skarbu, tym bardziej że piszą o nim najwięksi spece.

Nadal nie będziesz w stanie przyznać się do największej słabości: bardzo subiektywnego przekonania o swoim wyjątkowym talencie inwestycyjnym. Nie będziesz chciał się pogodzić ze zmarnowaniem tego talentu, tylu doświadczeń, cennego czasu (jaki poświęciłeś śledzeniu wykresów zamiast rodzinie lub pracy), a także wielu emocji i nerwów, szczególnie w ostatnim czasie, gdy oddałeś to wszystko, co tak szybko zarobiłeś.

W międzyczasie możesz nawet nabrać bardzo szkodliwych nawyków i odkryć w sobie żyłkę hazardzisty. Martin Fridson w książce Złudzenia inwestora przestrzega:

„Warto więc uważnie przyjrzeć się swoim własnym nawykom inwestycyjnym, bo może okazać się, że w wielu aspektach są one nieprzyjemnie podobne do klasycznych faz zwycięstwa, przegrywania i desperacji, charakterystycznych dla nałogowego hazardzisty. Największą przyjemnością tych ludzi jest zagrać i wygrać. Druga z kolei największa przyjemność to zagrać i przegrać. (…) Najwyższy stopień psychologicznej degeneracji pojawia się, gdy hazardzista zaczyna gonić za swymi stratami”.

Tak czy owak, ostatecznie zostajesz „dawcą kapitału” dla większych.

Po co?

Czytaj też:

Brytyjskie fundusze emerytalne straciły jednego dnia 80 mld funtów

 

Tags: , ,

Subskrypcja

Podoba Ci się ten artykuł? Dołącz do subskrybentów bloga, a otrzymasz więcej tego rodzaju treści.

komentarze 24

Trackback URL | Comments RSS Feed

  1. Mekong pisze:

    Tutaj znajdziecie całą prawdę o forexie: http://forex-nawigator.biz/forum/

    • Damian pisze:

      A ja polecam forex, tylko jak wszystko trzeba to traktować profesjonalnie i dobrze się przygotować. To nie jest zabawka.

      • Maciej Rogala pisze:

        Damianie, ale co z tego, że tak napiszesz, jak 95% osób korzysta z tego rynku nie w taki sposób jak proponujesz. Teoretycznie masz rację, ale praktyka pokazuje zupełnie co innego. Swoją radę możesz kierować co najwyżej do siebie: mnie się udało. A ja piszę o tym, jak działa ten rynek w praktyce, jak łapie się naiwnych ludzi na lep szybkiego zarobku, który to rynek staje się źródłem stresu 95% ZŁAPANYCH, a w wielu przypadkach ludzkich tragedii. Z tego powodu dostęp do tego rynku powinien być limitowany, na przykład minimalny wkład to 200 tysięcy. A u nas średnie saldo to 2 tysiące, które znika po tygodniu zabawy. Dzięki za opinię

      • Karol pisze:

        Ja też już od pewnego czasu siedzę w tym temacie i nie wiem dlaczego ale w moim przypadku znalazłem więcej plusów niż minusów, nie twierdzę że forex jest wspaniały ale też nie jest czymś złym, z odpowiednim podejściem nastawieniem i przygotowaniem można wiele zdziałać

  2. BrzydkiBurak pisze:

    Kolejni forexowcy beda skakac z okien 🙁

  3. ben pisze:

    90% tracacych do 10% zarabiajacych to nic niezwykłego. Taki jest roskład ponadprzecietnego od przecietnego i poniżej IQ w populacji. Forex nie jest dla przeciętnych.

  4. Ja pisze:

    Im więcej zakładów wygranych, tym większe prawdopodobieństwo przegrania przy kolejnym

    A to akurat nieprawda. Jak mi się uda dziesięć razy z rzędu wyrzucić reszkę, to przy kolejnym rzucie wciąż mam 50% szansy na wygraną.

  5. mal;era pisze:

    forex- totolotek dla frajerow

  6. „Trzymaj się z dala od rynku Forex”
    To znaczy:
    – nie wymieniaj waluty jadąc na wakacje,
    – nie płać kartą w obcej walucie (z konwersją),
    – nie rób zakupów na ebay’u i nie tankuj na stacji benzynowej?
    – i postaraj się też nie kupować zagranicznych papierów wartściowych,
    Tytułem narzuciłeś wydźwięk całego artykułu, w tym definicję rynku Forex i rynku derywatów jako wielkiego kasyna. Dźwignię sprowadziłeś do zabójczego 1:100, które brzmi jak obowiązkowe. Mega tendencyjnie i pod z góry urobioną tezę miłą ludziom zamkniętym w schematycznym myśleniu. Tak nigdzie nie dojdziesz, ale zawsze jakieś wyświetlenia wpadną.
    Pozdrawiam.

    • Maciej Rogala pisze:

      Witaj Marcinie, nie wiem czy dużo napisałeś artykułów, ale każdy artykuł to uproszczenie. Nie piszesz rozprawki na temat tego rynku, że lewar może być taki a owaki, że sam go sobie ustalasz i tak dalej. Z drugiej strony to właśnie lewar jest główną atrakcją tego rynku – im większy tym większa jego atrakcyjność. Nie podałem najwyższego, bo przecież bywa 200. Tak więc to nie lewar 5 ani 10 podnieca nowicjuszy, ale właśnie 50 i 100. Sens tego artykułu jest jasny: nie wchodź po na 90% stracisz i pokazałem, dlaczego się traci. A także podkreśliłem, jak się łapie nowych klientów. Kilka miesięcy temu zapisałem się na taki konkurs w celu nie sprawdzenia siebie, ale tego co się będzie później działo. Facet dzwoni do mnie regularnie co dwa tygodnie a to w sprawie promocji, a to w sprawie darmowego kursu, aż się zdenerwowałem i powiedziałem, żeby wpisał sobie do kajecika – „więcej nie dzwonić, nie będzie z frajera kasy”.

  7. Właściwie omawiasz Maćku wszystkie czynniki, które wpływają na prawdopodobieństwo przegranej ze strony gracza. Jeśli to wszystko się zsumuje to rzeczywiście bardzo trudno jest coś ugrać na forex-sie w dłuższej perspektywie. Jeśli jednak tylko 10% graczy zarabia na forex zadziwiać może, że tyle osób jednak decyduje się na przygodę z giełdą forex.

    • Maciej Rogala pisze:

      Witaj, dla mnie nie ma w tym niczego dziwnego. Pokusa jest ogromna, a poza tym nawet świadomość tego, że ma się tak nikłe szanse na wygraną jeszcze bardziej kusi – spróbowaniem sił i próbą znalezienia się w tych 10 procentach. Pozdrawiam

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Top
SIMPLE SIDE TAB