Po czym poznać kiepskiego doradcę finansowego?
Kiepski doradca zbyt dużą wagę przywiązuje do argumentów. Stara się nas przekonać, że powinniśmy postąpić tak a nie inaczej, według niego lepiej – lepiej nie tylko dla nas samych, ale także dla niego – bo wówczas skorzystamy z jego usług.
W przypadku oferowania produktów finansowych prognozuje przyszły rozwój sytuacji rynkowej. Udowadnia, na przykład, że w długim terminie akcje – fundusze akcji są najlepszą formą lokowania. Pokazuje efekty procentu składanego. Przy okazji powołuje się na opinie ekspertów.
A przede wszystkim pokazuje swoją wyższość nad innymi doradcami – odgrywając rolę superprofesjonalisty.
I jaki osiąga rezultat?
Superargumenty, „ewidentne przewagi” oferowanego rozwiązania, „wyjątkowy profesjonalizm” najczęściej nie przynoszą oczekiwanych efektów.
My nie przyjmujemy „dobrych rad”, nie zauważamy tego profesjonalizmu. Specjalistyczna wiedza nas nie odchodzi, może nawet nas drażnić – bo przecież większość ludzi nie lubi słuchać „dobrych rad” od interesownego sprzedawcy.
Wszyscy wolą doradzać, niż słuchać rad – bo wówczas występują w roli eksperta. My także tę rolę bardzo lubimy.
Dokładnie. Trudno wierzyć w bezinteresowność rad sprzedawcy, który przecież jest żywo zainteresowany swoją prowizją od sprzedanej nam usługi. Pytanie – gdzie szukać i czy w ogóle istnieją osoby potrafiące doradzić nam zupełnie bezinteresownie, tak z „dobroci serca”? 🙂
Tak z dobroci to może tobie doradzić kolega, przyjaciółka, ale też nie zawsze. I wystrzegaj się tych doradców, którzy próbują ci wmówić, że radzą z „dobroci”. To ich zawód i nie ma w tym nic złego, że zarabiają na doradzaniu. Liczy się jakość porady a nie bezinteresowność, bo tej NIE MA
Nie, no jasne. Są przyjaciółki i są „psiapsiółki”. Te drugie lepiej omijać z daleka 😉
Tak jak są koledzy i „przyjaciele”
Dlatego „niekiepski” doradca nie jest zły.
Nie patrz Amelia na doradców. Ich tylko prowizje i owczy pęd (inwestorów) interesują/e. Radźmy sobie sami, jak w życiu… Co dwie głowy to nie jedna…
a który z nich jest ten „niekiepski”? …ten nienajbrzytszy, w okularach?
Jolu, odpowiem na to pytanie historią. To było w styczniu 2009, bessa, mam spotkanie z dyrekcją jednej z największych firm doradztwa finansowego i proponuję im szkolenia. Jeden z dyrektorów zadaje mi pytanie: A jakie strategie by pan polecał naszym klientom? Odpowiedziałem, że najprostszą: zainwestowanie całości w fundusz obligacji i stopniowe przenoszenie środków do funduszu akcji, co miesiąc 5%. Pan dyrektor, z niemal oburzeniem tak mi powiedział: Proszę pana, takie coś to może doradzać pani Jadzia w banku, ale nie nasi SUPER DORADCY. Uśmiałem się w głębi ducha na to „oburzenie”. Pozdrawiam i dziękuje za to pytanie. Maciej
mi tez koleżanka z amberbanku polecała… jak ta z milenium, zebym wzięła kredyt we frankach… całe szczęście mój obecny (dyrektor) zaproponował w złotówkach; gdyż jak on to ujął, skoro zarabiam w pln, to i kredyt powinnam brać w pln. kolega w pracy programista w pekao chciał lepsze auto, wyszedł z lokat przed rokiem we fundusze. teraz widuje go czasami na romecie… mowi, ze to lepiej ze teraz jest kul.
Zosiu, jak widzisz są różni doradcy. Pracownik banku, nazywany doradcą, najczęściej ma z góry zalecone co ma w danym momencie sprzedawać – to co się „najlepiej” sprzedaje. W przeszłości, czyli w latach boomu na kredyty we frankach, taka osoba miała tzw. plany sprzedażowe – albo sprzeda tyle a tyle kredytów, albo na bruk. Cóż taki „doradca”miał zrobić? Doradzał aby nie stracić pracy. Taka była rzeczywistość, i tak jest niestety nadal, chociaż trochę się poprawiło. Pozdrawiam