BREXIT. Wyjątkowa okazja inwestycyjna?
Czy aktualny moment – głębokich spadków na giełdzie, ogromnej niepewności dotyczącej przyszłej koniunktury – to wyjątkowa okazja inwestycyjna, taka jaka zdarza się raz na kilka lat? Zanim poszukasz odpowiedzi na to pytanie, spójrz na dzisiejszą sytuację z kilku punktów widzenia.
Moim zdaniem, ruchy na rynku są nie do przewidzenia. Nigdy nie będziesz wiedział, czy hossa już się skończyła, czy nie – jeżeli w ostatnim okresie występowały na giełdzie wzrosty. Podobnie będzie w okresach głębokich, długotrwałych spadków. Nie wiadomo, czy dana chwila to jeszcze bessa, czy może najwspanialszy moment na zakup akcji, bo stanowi początek wieloletnich wzrostów. Z tego powodu proponuję przyjąć zasadę inwestowania: żadnych prognoz.
Większość inwestorów, od nowicjuszy po najlepszych profesjonalistów, poszukuje Graala, który pozwoli przewidzieć to, co jest nieprzewidywalne: przyszły trend.
Ja proponuję ci przyjęcie zasady mądrego i skutecznego pomnażania kapitału, która akceptuje rzeczywistość i fakt, że przyszłego trendu nie da się przewidzieć.
Przewidując przyszłość, można tylko stracić. Akceptując nieprzewidywalność rynku, można tylko zyskać.
Strach: twój wróg
Musisz wiedzieć, kto jest największym wrogiem inwestora: jego własne emocje. Wbrew powszechnym wyobrażeniom twoim wrogiem nie będzie żądza zysków, ale przede wszystkim strach przed ponoszeniem strat.
To strach jest przyczyną podejmowania najgorszych decyzji inwestycyjnych. W okresie największych przecen na rynku – tak jak teraz – wtedy gdy akcje są najtańsze, gdy zdarza się najlepsza okazja inwestycyjna, nie inwestujemy pieniędzy na giełdzie, bojąc się utraty części kapitału. Desperacka decyzja o kupnie akcji na samym szczycie hossy ma niewiele wspólnego z żądzą zysku. Jest wynikiem doznania bolesnych strat na lokacie bankowej (wynikających z utraconych korzyści) i obaw, że straty będą kontynuowane (że koniunktura na giełdzie utrzyma się jeszcze bardzo długo).
Strach: twój najlepszy przyjaciel
Jedynym skutecznym narzędziem pokonania zgubnego strachu może być tylko obawa przed poniesieniem innych, bardziej bolesnych strat.
Każdego z nas przed inwestowaniem na giełdzie powstrzymuje wizja poniesienia głębokiej straty. Na przedstawionym wykresie wyraźnie widać, że te obawy mają bardzo realne podstawy. Jest się czego bać.
Osoby, które zainwestowały w najgorszych możliwych momentach, traciły nawet połowę oszczędności. Inwestorzy z 2007 roku do dzisiaj mają straty przekraczające 20-30%.
Chciałbyś uniknąć ryzyka zainwestowania swoich oszczędności w takich właśnie momentach? Znam tylko jeden sposób. Trzeba uczyć się na błędach: najlepiej innych osób, a nie na własnych.
Ale jest też druga grupa uczestników funduszy, niestety najmniej liczna – inwestująca w najlepszych możliwych momentach – gdy na rynku panuje panika.
Widać te momenty aż nadto wyraźnie. Szczęściarze, podobnie jak pechowcy, są uczestnikami funduszy przez kilka lat. Zarabiają po kilkadziesiąt procent rocznie. Właśnie ci uczestnicy: pechowcy i szczęściarze bardziej odpowiadają rzeczywistemu obrazowi funduszy akcji niż osoby wyrażające opinie w rodzaju: „Inwestuję w fundusze akcji na 30 lat, aż do emerytury, bo to najlepsza forma lokaty na długi termin”.
Znowu nastały ciężkie czasy
Wracajmy do rzeczywistości. Dzisiaj atmosfera na giełdzie nie jest zbyt dobra, a na pewno daleka od euforii. Minione 9 lat to okres spadków na GPW. W tych okolicznościach większość osób boi się inwestować na giełdzie – udział funduszy akcji w całości aktywów funduszy jest na historycznie niskich poziomach. Nie interesują nas wysokie zyski. Żądamy gwarancji braku ryzyka od oferentów lokat.
Historię naszej giełdy stanowi doskonały obraz zachowań ludzkich. Sporo czasu upłynęło, mieliśmy kilka powtarzających się cykli, czyli zmian cen akcji od jednej skrajności do drugiej: od skrajnej przeceny (niedowartościowania) do skrajnego przepłacania (przewartościowania).
Akcje to nie pomarańcze
Akcje to nie pomarańcze (takiego sformułowania użył kiedyś Warren Buffett) i nie cegły. Zmiany cen akcji żądzą się własnymi prawami, które nie tyle musisz poznać, ile je wchłonąć, zaakceptować emocjonalnie. Przeceny w sklepach z AGD czy ubraniami mamy dwa razy w roku, czasem nawet częściej. A i tak konsumenci ustawiają się w kolejkach, by nie stracić okazji zakupu atrakcyjnej markowej sukienki lub telewizora przy 30-procentowej obniżce. W sytuacji przeciwnej, gdy sprzedawca żąda od nas zbyt wysokiej ceny, krew nas zalewa i śmiejemy się mu prosto w oczy, niczego nie kupując.
A na rynku akcji? Wszystko dzieje się dokładnie odwrotnie. Gdy jest drogo, wszyscy rzucają się na towar. Dlaczego? Nie z chciwości, ale ze strachu, że będzie jeszcze drożej. A gdy jest tanio? Nikt nie przychodzi do sklepu z akcjami i funduszami. Półki są pełne przecenionego towaru, który nie jest ani zepsuty, ani przeterminowany. Ale kupujących nie widać.
Czego powinieneś się bać
Ile było prawdziwych okazji inwestycyjnych na GPW, momentów, gdy zarabia się bardzo duże pieniądze niemal następnego dnia po dokonaniu wpłaty i gdy niemal codziennie obserwuje się wzrost zainwestowanych pieniędzy?
Prawdziwa okazja zdarza się raz na kilka lat
Tylko trzy w okresie 20 lat (1998, 2003-2004 i 2009)! Prawdziwa okazja, możliwość zarabiania pieniędzy w kwotach przekraczających nasze najśmielsze oczekiwania zdarza się średnio raz na 4–5 lat. Ostatnio 7 lat temu.
Prawie nikt w tych momentach nie rzucał się na ich zakup. Niemal wszyscy omijali szerokim łukiem sklep z szyldem: Akcje i fundusze akcji, z reklamą:
SUPERPRZECENA, następna nie wcześniej niż za 5 lat.
Jesteś szczęśliwy, bo inni tyle stracili
Mamy okres głębokich spadków na giełdzie. Indeksy są o 30% poniżej swoich maksymalnych notowań z 2007 roku. Panuje wisielcza atmosfera na rynku, tak jak zawsze w takich momentach. Tak też jest tym razem. Prognozy ekonomistów i analityków są ponure: „Brexit to nowa era, era niepewności”, „Skutki tego wydarzenia mogą być takie same jak upadek banku Lehman Brothers” .
Pechowcy – osoby, które zainwestowały całe swoje oszczędności na szczycie notowań w 2007 roku, mają o 30% mniej pieniędzy; po 9 latach! Ale ty do nich nie należysz, bo w tym samym okresie, korzystając z lokaty bankowej lub funduszu pieniężnego(albo funduszu obligacji), zarobiłeś kilkanaście procent. Czy jesteś zadowolony? Wiemy, że tak. Przecież inni stracili tak dużo pieniędzy. Źródłem twojego dobrego samopoczucia jest efekt kontrastu: porównanie z innymi.
Na chwilę zmień perspektywę
Masz ogromną premię. Teraz chodzi o to, abyś tej premii nie stracił. Stwierdzisz: No właśnie, dlatego trzymam się z dala od giełdy (!). Nie to mam na myśli. Pomyślałeś, co robią osoby, które notują tak głębokie straty? Ci inwestorzy wpłacili pieniądze do funduszy akcji na samym szczycie w 2007 roku i od tego czasu stracili tyle pieniędzy.
Gdzie są ich oszczędności? Większości z nich nadal w funduszu akcji lub w akcjach. Porównaj swoją sytuację z sytuacją tych osób i wykaż się empatią. Pechowcy mają o 30% mniej pieniędzy. Pomimo tak głębokiej straty nadal wszystko mają zainwestowane w fundusz akcji lub bezpośrednio w akcjach? Dlaczego?
Dokonaj ponownej oceny wybranego sposobu lokowania
Teraz szybko wróć do swoich decyzji i motywacji. Mając na uwadze sposób inwestowania pechowców, przeanalizuj swój wybór. Zyskałeś w tym samym czasie kilkanaście procent, a zajmujesz zupełnie inną pozycję? Trzymasz oszczędności daleko od giełdy? Spójrz, jak skrajne są to postawy: osoby, która wpłaciła na szczycie ostatniej hossy, i twoja.
Jeszcze raz zastanów się nad położeniem i decyzjami takiej osoby i poszukaj odpowiedzi na pytanie: Dlaczego skrajnie konserwatywne osoby, nienawidzące ryzyka inwestycyjnego, mając o kilkadziesiąt procent mniej pieniędzy, nadal narażają na spadki całe swoje oszczędności? Bo nie mają innego wyjścia. Bo wciąż mają nadzieję, nie na zyski oczywiście, ale na odrobienie straty.
Skoro ty jesteś po drugiej stronie rynku, to powinieneś zachowanie takich inwestorów oceniać jako skrajną nieodpowiedzialność. Czy taka jest w rzeczywistości twoja ocena? Myślę, że nie. Raczej zrozumiesz, że to jest dla nich konieczność: stracili tyle pieniędzy i chcą tę stratę w jakiś sposób odrobić. Skoro decyzja pechowców nie jest nieodpowiedzialna, to być może swój wybór powinieneś w taki właśnie sposób określić?
Nie bój się spojrzeć prawdzie w oczy. No dobrze, wiem, że nie powiesz sobie: Jaki jestem niemądry. Rozumiem. Tym bardziej że ja nigdy o twoim zachowaniu tak nie myślałem i nie pomyślę. Rzeczywistość jest bardziej złożona. Chodzi o najważniejsze pieniądze w naszym życiu, o to, aby je odzyskać lub aby ich nie utracić.
Nadzieja dla jednych, wielka szansa dla drugich
Powróćmy do sytuacji pechowców. Czy nadzieja na odrobienie 30% strat jest realna?
Zawsze w przeszłości osoby dokonujące wpłaty w najgorszym możliwym momencie z czasem odrabiały całe straty. Skoro w długim terminie na rynkach akcji panuje trend wzrostowy, to można przypuszczać, z dużą dozą prawdopodobieństwa, że zostanie pokonany ostatni najwyższy szczyt notowań cen akcji. Teraz weź pod uwagę, jakie to będzie miało konsekwencje dla kogoś, kto dokona zakupu właśnie teraz – podczas głębokiej bessy. Minęło 9 lat. Ile jeszcze można czekać na hossę?
Jeżeli bieżący poziom cen jest niższy o 20-30% od ostatniego szczytu, przy powrocie do poziomów maksymalnych dzisiejszy inwestor zyska 35-50%. Gdyby „jakimś cudem” akcje spadły jeszcze o 20%, powrót do wartości maksymalnych byłby równoznaczny podwojeniem zainwestowanej kwoty.
Kupując jednostki uczestnictwa funduszu akcji, 9 lat później, gdy rynek powróci do swoich maksymalnych wartości, przypuśćmy, że za 5 lat, inwestor pechowiec będzie szczęśliwy, że wreszcie wyszedł na swoje (po 14 latach), a ty zarobisz 35, być może nawet 100%!
Czyż to nie kusząca perspektywa?
Czego się obawiasz?
W takich wyjątkowych momentach zamiast obawiać się utraty 10–20% kapitału, skup się na tym, ile możesz stracić, trzymając się z dala od rynku.
Mimo wszystko twoje obawy są zbyt duże. Wszyscy wokoło są zgodni w opinii, że inwestowanie na giełdzie w tym momencie to czyste szaleństwo, że nie wiadomo jakie będą skutki Brexitu. Rozumiem twoje obawy i wiem, że takie są opinie o rynku w najlepszych możliwych momentach. Ale nie możesz być niewolnikiem zgubnych emocji.
To przez ten strach ceny akcji są tak nisko. Musisz dokładnie rozróżnić skutek i przyczynę. Dzisiejsza wyjątkowa okazja inwestycyjna, jest możliwa wyłącznie w sytuacji, gdy na rynku panuje wisielczy nastrój, gdy wszyscy są pesymistami. Skutkiem tej ponurej atmosfery są właśnie tak niskie ceny akcji i wyceny jednostek funduszy akcji, a nie tylko stanu gospodarki. Każdej głębokiej przecenie towarzyszy nastrój, który nie zachęca do inwestowania.
Podczas największych okazji inwestycyjnych panowało powszechne przekonanie, że akcje to najgorsza możliwa inwestycja.
Nie warto szukać porady u specjalistów
W takich sytuacjach nie możesz pytać o poradę specjalisty, bo w 90% usłyszysz to samo: Czy pan zwariował?.
Przypominam sobie szkolenie dla pracowników banku w maju 2003 roku, w idealnym momencie na dokonanie wpłaty do funduszu akcji. Szkolenie było poświęcone funduszom obligacji, które wtedy cieszyły się ogromnym powodzeniem (w ostatnich 2 latach pokazywały prawie 20-procentowe stopy zwrotu). Uczestnicy uznali, że to jest idealny produkt na ten moment; w okresie następnych 12 miesięcy fundusze obligacji odnotowały kilkuprocentową stratę! Nie chcieli nawet słuchać o innych rodzajach funduszy, szczególnie o funduszach akcji. Jednak ja próbowałem drążyć temat i w pewnym momencie zadałem pytanie: No dobrze, mówicie, że nie macie zamiaru polecać funduszy akcji, bo to najgorsza możliwa propozycja. Gdyby jednak przyszedł do banku klient chcący zainwestować 100 tysięcy złotych w fundusz akcji, co byście mu powiedzieli? Jedna z uczestniczek szybko odpowiedziała: Jak to co? Wybiłabym mu z głowy tę głupią decyzję.
Wyobraź sobie, że ty znalazłeś się w takiej sytuacji. Przypuśćmy, że idziesz do banku, bo jednak inaczej niż wszyscy oceniasz bieżącą sytuację. Masz jednak ogromne wątpliwości. Nie możesz ich nie mieć. Poszukujesz jakiejś wskazówki ze strony „fachowca” i słyszysz zacytowaną wyżej poradę inwestycyjną. Pomogłaby ci podjąć właściwą decyzję? Oczywiście, że nie.
Cofnijmy się do niedalekiej przeszłości. Pamiętasz luty 2009 roku? Jakie przeważały opinie na temat rynku? Cały 2009 rok jest stracony dla inwestycji w akcje. To bezwzględnie czas na bezpieczne inwestycje, trzymania się z dala od rynku. Nie było innych opinii, poza nielicznymi wyjątkami. I co wydarzyło się w drugim kwartale tego roku? Cud – w okresie kilku miesięcy można było zarobić prawie 100%.
Bardzo dobrze, że obawiasz się inwestować
Mimo wszystko się boisz. Jeszcze raz podkreślę, że w pełni to rozumiem. Zamiast poddawać się tym obawom, spójrz na nie z innej strony. Ciesz się, że je masz. Jeżeli odczuwasz strach przed poniesieniem nominalnej straty, to bardzo dobrze. Przypomnij sobie oszczędzających, dla których najważniejsze jest bezpieczeństwo. Oni inwestowali w akcje bez obaw: gdy na rynku panowała euforia. Osoby, które osiągają sukces przy inwestowaniu na giełdzie, zawsze są pełne obaw przed ponoszeniem strat, zawsze są świadome ryzyka. Różnica między nimi a osobami, które tracą pieniądze, jest taka, że szczęściarze potrafią przełamać swój strach.
A więc jeżeli się boisz, to nie masz powodu do zmartwień. Zacznij się martwić czymś zupełnie innym: aby nie być niewolnikiem tego strachu i by nie stracić wyjątkowej okazji inwestycyjnej.
Gdy już spojrzysz na dzisiejszą sytuację nie tylko w kategoriach strachu przed poniesieniem strat, ale także obaw przed utratą wyjątkowej okazji inwestycyjnej, zapewne zrodzi się w tobie wątpliwość: No dobrze, ale skąd ja mogę wiedzieć, że akcje nie spadną o kolejne kilkadziesiąt procent, bo bessa będzie trwała kolejnych kilka lat?
Nie baw się w łowcę okazji
Zanim poszukamy wyjaśnienia twoich wątpliwości, chciałbym przybliżyć ci drugą grupę osób, która ponosi największe straty na giełdzie. Pierwszą już poznałeś: to osoby skrajnie konserwatywne, które zawsze trzymają się z dala od giełdy i tylko w wyjątkowych okolicznościach wpadają w sidła emocji: gdy rynek opanowuje euforia.
Są też inwestorzy będący dużo bliżej rynku akcji. W przeszłości osiągnęli jakiś sukces na giełdzie. Poznali smak zwycięstwa, czasami także porażki. Osiągane wyniki były bardziej dziełem przypadku niż przemyślanych decyzji inwestycyjnych. Oni także są niewolnikami zgubnych emocji, które z czasem doprowadzają do fatalnych decyzji inwestycyjnych.
Jak te osoby postrzegają okresy spadku na giełdzie? Dwojako. Z jednej strony są pełne obaw przed ryzykiem poniesienia straty, ale z drugiej doskonale zdają sobie sprawę z tego, ile można zarobić, gdyby trafiło się w sam dołek bessy. Jakie mają marzenie w sytuacji kryzysowej? Aby trafić w punkt zero. Nazwijmy ich „łowcami okazji”.
Fałszywe sygnały drogo kosztują
Czy trafiają? Nie. Gwarancją porażki jest to, że nie potrafią przełamać strachu przed poniesieniem strat. Łowcy okazji także poszukują iluzji bezpieczeństwa. Przypomnij sobie okres ostatniej bessy, która zaczęła się w połowie 2007 roku. Indeks WIG 20 zatrzymał się na poziomie 3900 punktów. Gdy zaczęły się spadki, towarzyszyły im, aż do października 2008 roku, różnego rodzaju prognozy analityków. Początkowo spadki miały się zatrzymać na poziomie 3000 punktów, później ustalono „twarde dno” bessy 500 punktów niżej. Z czasem schodzono coraz niżej.
Jak wróżby wpływają na łowcę okazji? Jak dowód, że to jest właśnie ten moment. Czym to się kończy? Poniesieniem straty. Inwestor decyduje się na dokonanie inwestycji w punkcie wróżby i jeżeli spadki są kontynuowane, co ma niemal zawsze miejsce, wychodzi z rynku, notując 10–20-procentową stratę. Istnieje zatem bardzo duże prawdopodobieństwo, wręcz pewność, że łowcy okazji ponoszą co najmniej jedną lub dwie straty podczas każdej bessy. Większość takich inwestorów, w okresie od lipca 2007 do października 2008 roku, poniosła kilka strat w wysokości nie mniejszej niż 10%, właśnie z tego powodu, że poszukiwali wskazówek pozwalających określić punkt przesilenia.
Wyjątkowej okazji nie przewidzą nawet etatowi prorocy
Co dzieje się później? Gdy upadł bank Lehman Brothers (we wrześniu 2008 roku), na rynku akcji na całym świecie zapanowała panika. Rozpoczął się spektakl pod tytułem: Jest coraz gorzej i nie widać żadnego światełka w tunelu. Pamiętam z tamtego okresu śmieszną i jednocześnie kompromitującą wypowiedź jednego z „etatowych wróżbitów”, karmiących łowców okazji. Analityk przyznał, że podczas bessy był zmuszony ciągle obniżać swoje prognozy ostatecznego zakresu spadków (wymienił chyba trzy takie prognozy z przeszłości), ale teraz (właśnie na jesieni 2008 roku) uznał, że w tej sytuacji nie ma sensu prognozować zakresu spadków. Doszło do paniki na rynku, skutkującej odwołaniem wszelkich możliwych prognoz. Należało to odczytywać w ten sposób, że indeksy mogą, a raczej na pewno nadal będą spadać do poziomów, o jakich nikomu się nie śniło.
Nowe oblicze łowcy okazji: „Poczekam, będzie taniej”
Jak ta wymarzona sytuacja inwestycyjna została odebrana przez łowcę okazji? Podczas paniki na rynku obawy przed utratą okazji inwestycyjnej zostają całkowicie zdominowane i wyciszone przez inną emocję: strach przed poniesieniem straty. Łowca okazji przeistacza się w inwestora „poczekam, będzie taniej”.
Dochodzi do paniki, rynek spada coraz niżej i coraz szybciej. Obawy przed dalszymi spadkami są coraz silniejsze. W efekcie, gdy zwiększa się atrakcyjność okazji inwestycyjnej, inwestor coraz bardziej boi się poniesienia nominalnej straty i coraz głośniej powtarza: Poczekam, będzie taniej. Na pewnym poziomie cen akcji emocje osiągają maksimum. Nigdy nie wiemy, jaki to będzie poziom. Najważniejsze jest to, że na samym dnie, w punkcie przesilenia, taki inwestor mówi najgłośniej: Poczekam, będzie taniej.
Ale taniej już nie będzie. Rynek osiąga ostateczne dno, z którego nie korzysta łowca okazji, bo przybrał inne oblicze: „Poczekam, będzie taniej”. Rynek akcji przy najsilniejszych spadkach cen akcji zazwyczaj bardzo dynamicznie odbija (jak w II kwartale 2009 roku).
W sidłach niezdrowego strachu i iluzji bezpieczeństwa
Co się dzieje z emocjami odmienionego inwestora? Nadal pozostaje ich niewolnikiem. Gdy rynek odbije o 30%, odczuwa to jako bolesną stratę. Przecież od wielu miesięcy miał jeden cel: złapać punkt zero. Ogarnia go strach, że utraci ten punkt, i zaczyna marzyć tylko o jednym. Wiesz, oczywiście, o czym. Aby powróciły spadki, aby rynek jeszcze raz dał mu szansę złapania punktu przesilenia (nawet gdyby rynek zlitował się nad nim, to sytuacja by się powtórzyła).
Kiedyś następuje koniec bessy, w punkcie, którego raczej nikt nie jest w stanie przewidzieć, a na pewno nie „etatowi wróżbici”. Inwestor marzyciel marzy o powrocie bessy. Ale bessa już się skończyła. Zaczyna liczyć straty. Początkowe 30% wzrostów, które mu uciekły, zwiększa się do 50%. Z czasem strata się powiększa. W pewnym momencie emocje są tak duże, że postanawia uciec od strat. Wypłaca pieniądze z lokaty bankowej lub funduszu pieniężnego i przenosi do funduszu akcji lub kupuje bezpośrednio akcje – przypomnij sobie 2011 rok!
Istnieje spore prawdopodobieństwo, że decyzja nastąpi na samym szczycie kolejnej hossy lub minihossy. Wówczas inwestor marzyciel (o złapaniu punktu przesilenia) staje się opisanym już wyżej pechowcem.
Pechowcami – osobami, które inwestują w najgorszych możliwych momentach, są nie tylko osoby „kochające bezpieczeństwo”, które poznałeś wcześniej, ale również łowcy okazji.
Wybierz bardzo świadomie mniejsze ryzyko
Teraz możemy powrócić do twojej wątpliwości i pytania o ewentualność pogłębienia się spadków. Czy takie ryzyko istnieje? Oczywiście.
Jeżeli dzisiaj ceny akcji są aż o 30% poniżej ostatniego szczytu, to niezależnie od wróżb i komentarzy (szczególnie gdy dominują wróżby w stylu: Rynek jest już bardzo blisko dna lub nawet: Taniej już nie będzie) musisz zdawać sobie sprawę, że niewiele wiesz o najbliższej przyszłości. Dla własnego dobra przyjmij, że nic nie wiesz. Przyjmij zasadę: żadnych prognoz. Rynek akcji może spadać jeszcze o kolejne dziesiątki procent, a bessa może przeciągnąć się na kolejne lata.
Nie poddawaj się iluzji bezpieczeństwa
I co ty na to? Nabrałeś jeszcze większych wątpliwości?! Niesłusznie. Problem nie tkwi w rynku, w bardzo niepewnej sytuacji, ale w twojej głowie. Opowiedziałem ci historię inwestora marzyciela? Marzenia o złapaniu punktu zero.
Punkt zwrotny można określić dwojako. Nie tylko w ten sposób, że pozwala na osiągnięcie największego zarobku, ale także jako ten, od którego już się nie traci. Znam dziesiątki osób, które marzą o wykorzystaniu okazji inwestycyjnej w 100%: kupnie na samym dnie bessy i sprzedaży na samym szczycie hossy. Zadziwiające jest to, że wszyscy oni nie zdają sobie sprawy z własnej naiwności. Gdybym zadał pytanie: Co byś powiedział na lokatę kapitału, która dałaby ci możliwość zarobienia mnóstwa pieniędzy, po kilkadziesiąt procent w skali roku, przy minimalnym ryzyku strat?, zostałbym wyśmiany przez wszystkie te osoby. Jednak ich marzenia o złapaniu punktu zero nie są niczym innym jak właśnie wyrazem wiary w znalezienie takiego produktu.
Nazywaj rzeczy po imieniu
Jeżeli chcesz skorzystać z okazji inwestycyjnej, zmień swoje postrzeganie wielu spraw. Zacznij nazywać rzeczy po imieniu. Nie bój się określać wielu kwestii związanych z rynkami akcji i oszczędzaniem, a także niektórych ludzkich zachowań inwestycyjnych jako: wróżby, naiwności, zarozumiałości, arogancja czy wręcz głupota.
Przede wszystkim zerwij z iluzją bezpieczeństwa, która przybiera różne postaci. Zacznij traktować rynek produktów finansowych jako świat ryzyka. Postaraj się właściwie rozpoznawać wszystkie rodzaje niebezpieczeństw, a także ich konsekwencje. Nie poszukuj bezpieczeństwa i gwarancji, ponieważ na rynku kapitałowym, a także depozytów bankowych i obligacji skarbowych, możesz znaleźć tylko iluzję bezpieczeństwa.
Nie warto zbytnio zabiegać o gwarancje, oprócz gwarancji podstawowych, związanych z prawną ochroną twoich pieniędzy. Wszelkie inne, takie jak gwarancja zachowania kapitału, gwarancja pokrycia ewentualnych strat inwestycyjnych, to ładnie brzmiące hasła i bardzo kosztowne – za którymi nie kryją się korzyści warte zapłaty.
Nie wolno ci uciekać od ryzyka
Nie wolno ci uciekać od ryzyka. Radzę ci odrzucić pojęcie gwarancji i bezpieczeństwa (iluzji), a z drugiej strony oswoić się z tym, że jesteś skazany na ryzyko. Zaprzyjaźnij się z nim dla własnego bezpieczeństwa.
Jeżeli zaprzyjaźnisz się z ryzykiem, odrzucisz wszelkie iluzje bezpieczeństwa, to skutek będzie odwrotny. Ochronisz się przed podwójną stratą: okazji inwestycyjnej i stratą kapitału. Nie ma już pytania, czy akcje nie spadną jeszcze bardziej i czy bessa nie może trwać jeszcze latami. Przyjmij, że tak może się stać.
Zaprzyjaźnij się z ryzykiem
Jaki następny krok powinieneś zrobić? Przypomnij sobie, co musisz dobrze rozpoznać: każde ryzyko, a nie tylko to jedno, które widzi każdy – ryzyko dalszych spadków. Ono jest i będzie, niezależnie od odpowiedzi, jakiej sobie udzielimy, niezależnie od „wróżb inwestycyjnych”.
Jeżeli skorzystasz z przeceny i zdecydujesz się wpłacić pieniądze do funduszu akcji, to przyjmujesz na siebie ryzyko kontynuacji spadków. Przyjmujesz? No, nie wiem.
Ryzyko utraty okazji
Dobrze. Idźmy dalej. Weź jeszcze raz pod uwagę ryzyko bycia poza rynkiem, pozostawienia pieniędzy na lokacie bankowej. Jesteś szczęśliwy, bo w ostatnich kilku latach zarobiłeś 10%, gdy inni stracili 30% pieniędzy. Można ci tylko pozazdrościć.
Pozostawiając dłużej pieniądze na lokacie bankowej, bardzo dużo ryzykujesz. O jakie ryzyko chodzi? Przede wszystkim te, że skończyła się bessa. Jeżeli nie zmienisz dotychczasowego sposobu lokowania, to na pewno stracisz wyjątkową okazję inwestycyjną. W ostatnich 20 latach przeszły ci koło nosa aż trzy wspaniałe okazje i jeżeli nie zmienisz swojego podejścia do inwestowania, to stracisz kolejną.
Ktoś, kto szuka iluzji bezpieczeństwa, uzna stwierdzenie: Nie wiemy, czy spadki już się skończyły. Istnieje duże ryzyko kontynuacji bessy za oczywisty dowód na to, aby nadal trzymać się z dala od giełdy. Natomiast ty powinieneś spojrzeć na to zupełnie inaczej: No właśnie, nie wiemy. A więc nie mogę wykluczyć sytuacji, że już się skończyły.
Posłuchaj opinii jaką wyraził na temat inwestowania w czasie bessy na łamach Financial Times (w listopadzie 2008 roku) Jeremy Grantham, założyciel zarządzającej funduszami grupy Grantham Mayo Otterloo z Bostonu, który przez lata zalecał ostrożność przy inwestowaniu w akcje:
Przez 20 lat z rzędu akcje światowych spółek, a zwłaszcza firm amerykańskich były przeszacowane. Teraz w końcu są tanie, a prawdopodobnie staną się jeszcze tańsze. Sądzę, że może to być taki moment na inwestowanie, jaki zdarza się jedynie raz w życiu (no, może dwa, w bardzo długiej karierze). Nie mam zielonego pojęcia, czy za miesiąc lub za rok akcje będą tańsze czy droższe niż teraz. Prawdopodobnym jest jednak, że rynek pójdzie w górę, może nawet znacznie, dużo wcześniej, zanim odwrócą się nastroje, a sytuacja gospodarcza się poprawi. Jeśli więc będziecie zbyt długo czekać na drozdy, skończy się wiosna.
Powinieneś trzymać się z dala od iluzji bezpieczeństwa.
Trzy dodatkowe ryzyka
Twoim dobrym znajomym, przyjacielem powinno być ryzyko i niepewność. Zawsze kieruj się wyborem mniejszego ryzyka, mniej bolesnych konsekwencji. Co jeszcze, oprócz okazji inwestycyjnej, możesz stracić? Swoją premię w stosunku do pechowców. Przypomnij sobie, dlaczego tak bardzo cieszysz się z lokaty bankowej. Nie dlatego, że zarobiłeś 10%. Głównie z tego powodu, że twój wynik jest o wiele lepszy od innych.
Większość pechowców pozostawia swoje oszczędności w funduszach akcji lub na rynku akcji. Kiedy nastąpi odbicie na rynku, mogą dość szybko odrobić dużą część lub nawet całość strat. W tej sytuacji stracisz całą premię, która jest źródłem twego zadowolenia.
Wymieńmy jeszcze dwa: ryzyko zainwestowania po znacznie wyższych cenach, które już opisałem na przykładzie łowcy okazji, a także ryzyko utraty możliwości realizacji niektórych celów finansowych.
Teraz jesteś gotowy do podjęcia decyzji
Dopiero teraz możesz dokonać oceny dwóch alternatywnych decyzji, uwzględniając wszystkie rodzaje ryzyka. Decydując się na zmianę lokaty – przeniesienie pieniędzy na rynek akcji, ryzykujesz tym, że spadki mogą trwać dalej i ty także odczujesz straty, choć o wiele mniejsze niż większość. Natomiast pozostając poza rynkiem, ponosisz aż cztery rodzaje ryzyka: utraty kolejnej okazji inwestycyjnej, utraty premii w stosunku do pechowców, ryzyko zainwestowania po znacznie wyższych cenach, być może nawet na szczycie kolejnej hossy, oraz ryzyko porażki przy dążeniu do realizacji najważniejszych celów finansowych.
Spójrz, jak zmienia się twój punkt widzenia. Obie decyzje postrzegasz we właściwym świetle, bez żadnych iluzji. Obie widzisz poprzez pryzmat ponoszonego ryzyka.
Być może uznasz, że o wiele bardziej ryzykowne jest pozostawienie pieniędzy na lokacie bankowej w okresie bessy niż decyzja o wejściu na rynek? Nie muszę tego rozstrzygać za ciebie. Sam potrafisz dokonać odpowiedniej oceny, bo zerwałeś z iluzjami bezpieczeństwa i zaprzyjaźniłeś się z ryzykiem.
Emocje skierują cię we właściwym kierunku
Dla większości osób lokata bankowa wydaje się oazą bezpieczeństwa, wyborem wolnym od wszelkiego ryzyk. Ponad 95% posiadaczy lokaty bankowej w czasie bessy odpowie bez cienia wątpliwości: Nie jestem głupi i nie będę inwestował oszczędności w czasie bessy. Ty patrzysz z innej perspektywy: Trzymając dalej pieniądze na lokacie bankowej, gdy akcje zostały przecenione w tak dużym stopniu, mogę bardzo wiele stracić, o wiele więcej niż kilkanaście procent kapitału.
Odwołaj się do swoich emocji. Jak wiesz, one są na początku każdej decyzji, także tej najlepszej. Dlatego jedynym skutecznym sposobem przełamania zgubnego strachu (przed poniesieniem nominalnej straty) może być tylko „inny” strach, w tym przypadku obawa przed: utratą okazji inwestycyjnej, zostaniem pechowcem, utratą możliwości osiągnięcia ambitnych celów inwestycyjnych.
Przeczytaj też:
Strategie inwestycyjne na specjalne okazje
Najnowsze komentarze